Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od największej atrakcji Kazimierza Dolnego – renesansowego rynku. Otaczające go z trzech stron kamienice wzniesiono w XVI i XVII w. Patrzyliśmy z podziwem na pełne przepychu siedziby znamienitych rodów Przybyłów, Celejów i Górskich. W sercu rynku wznosi się już nie tak stara, lecz również malownicza studnia z czarnym, drewnianym daszkiem.
Byliśmy w kościele farnym Św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja. Budowla z późnego renesansu skrywa w środku prawdziwy skarb – jedne z najstarszych działających do dziś organów w Polsce.
Zwiedziliśmy ruiny zamku, który wzniósł Kazimierz Wielki, by chronić Kazimierz Dolny przed najazdami tatarskimi. Swoją funkcję zamek pełnił do wojen szwedzkich. Od tego czasu zniszczony popadał w coraz większą ruinę, aż w XX w. artyści odkryli, że w takim stanie stanowi świetny motyw dla pejzaży. Sam Kazimierz Dolny stał się wtedy dla kulturalnych elit azylem, powrotem do korzeni, źródłem pierwotnej, pięknej polskości. Na zrujnowanym dziedzińcu zamkowym wielkomiejscy artyści urządzali bale z przepiękną panoramą Kazimierza Dolnego i samej Wisły w tle. Dziś zamek jest jedną z najchętniej odwiedzanych atrakcji Kazimierza Dolnego.
Wspinaliśmy się też po wysokich stopniach na Górę Trzech Krzyży. Panorama jest niesamowita, może nawet piękniejsza niż zamkowa. Ustawione na szczycie krzyże stoją tu od trzystu lat jako pamiątka po epidemii cholery, która nawiedziła miasto. Dziś to też jedna z największych atrakcji Kazimierza.
Pojechaliśmy też zobaczyć najsłynniejszy wąwoz zwany Korzeniowym Dołem. Leży około 6 km od rynku. Powstał wskutek pogłębienia kolein, które pozostawiły wozy konne. Wysokość ścian dochodzi do kilkunastu metrów.
Po drodze zajrzeliśmy na cmentarz żydowski. To nieco schowane od zgiełku miejsce przypomina, że aż do II wojny światowej Kazimierz Dolny zamieszkiwała wielokulturowa wspólnota chrześcijańsko-żydowska. Znajduje się tu też ściana płaczu.
W niedzielę, 17 września, uczestniczyliśmy w kościele farnym we Mszy św. w intencji Golgoty Wschodu i Polaków, którzy tam zginęli podczas agresji sowieckiej na tereny byłej Rzeczypospolitej 17 września 1939 roku. Dla nas, Polaków z Kresów, było to emocjonalne przeżycie nie do opisania.
Będąc w Kazimierzu Dolnym usłyszeliśmy legendę o kogucie z Kazimierza co diabła przechytrzył. Oto tekst legendy:
„Dawno, dawno temu, gdy na Wietrznej Górze rósł wielki, dębowy las, mieszkańcy Kazimierza Dolnego odprawiali na jego skraju pradawne, pogańskie rytuały i palili ogniska. Pewnej nocy nas lasem przelatywał diabeł i bardzo mu się spodobały płonące ogniska. Kiedy nastał świt, zobaczył piękno całej krainy i postanowił osiedlić się w Kazimierzu na dłużej.
Zamieszkał w jamie wąwozu, wśród starych, rozłożystych dębów. Miasteczko zaludniało się coraz bardziej i diabłu bardzo się podobało, że miał coraz więcej osób do kuszenia. Kiedy w pobliżu wąwozu wybudowano klasztor, postanowił przenieść się do zamkowej fosy.
Pewnego dnia czart zobaczył w Kazimierzu koguta. Był piękny, dorodny i wydawał się wielce szczęśliwy, więc diabeł postanowił go zjeść. Kogut okazał się tak doskonały w smaku, że od tamtej pory żywił się tylko tymi ptakami. Najbardziej lubił czarne z okazałymi, czerwonymi grzebieniami, ale nie gardził też innymi. Wszystkie koguty w okolicy znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie.
W końcu został tylko jeden, jedyny kogut. Był stary i bardzo mądry. Aby ocalić życie, postanowił przechytrzyć diabła i ukrył się wraz z piękną kurą w przygotowanej wcześniej kryjówce. Diabeł użył całej swojej mocy, aby odnaleźć ptaka. Na nic się jednak zdał jego gniew i determinacja. Nieoczekiwanie z pomocą pośpieszyli kogutowi zakonnicy. Poświęcili diabelską norę i wszystko wokół. Gdy czart wrócił z poszukiwań, nie mógł znieść zapachu święconej wody i uciekł w popłochu.
Ocalony kogut wyszedł z ukrycia i dumnie spacerował ulicami miasteczka. Na pamiątkę tego wydarzenia w Kazimierzu zaczęto wypiekać koguty z drożdżowego ciasta, które dziś są turystyczną atrakcją i obowiązkowym przysmakiem podczas wizyty w tym urokliwym miasteczku”.
Na pamiątkę z Kazimierza Dolnego każdy z nas zabrał razem ze słynnym drożdżowym kogutem oraz kazimierską krówką moc niezapomnianych wrażeń. Na pożegnanie powiedzieliśmy sobie, że na pewno tu jeszcze raz wrócimy.
http://www.redemptor.by/aktualnosci/1139-z-wycieczk-do-kazimierza-dolnego#sigProId14d461f8dd
mgr Wioletta Kowalczuk